// Miłość / "Domyśl się", czyli żółta kartka

Miłość

relacje damsko-męskie, domyśl się
"Domyśl się", czyli żółta kartka

Magiczne słowo, prawie broń w rękach każdej kobiety. Już my wiemy, jak doprowadzić faceta do miejsca, które niedalekie jest od popadnięcia w obłęd. Jedno słowo z zaimkiem zwrotnym: „domyśl się”.  Zaledwie dziewięć literek, a jaka moc?! Moc tego słowa porównywalna jest przez Was, panowie, z komendą wojskową: „Do broni! Pal!”. A nam wcale nie o to chodzi. Źle to interpretujecie.

Zarzut podstawowy:  bo za krótko. I to też źle. Bo nie wiecie, o co nam chodzi. Bo mamy być bardziej konkretne. A kto nam ciągle zarzuca, że mówimy za dużo? A kto chełpi się tym, że wystarczy wypowiedzieć dziennie zaledwie 4.000 słów, zamiast tych 35.000, które my wypowiadamy? I my Was jakoś dziwnie rozumiemy i nie narzekamy na to, że komunikacja oszczędna. Czyżby to oznaczało, że myślimy szybciej od Was i jesteśmy lepsze w te kalambury słowne? I nam dodatkowe opisy pochłaniające 31.000 słów dziennie nie są potrzebne. Bo my doskonale wiemy, o co Wam chodzi, niezależnie od tego, czy to wyartykułujecie, czy  pozostanie to tylko w Waszych głowach. Wiemy, bo Was doskonale znamy, wielu rzeczy się po prostu domyślamy. Bez zbędnych pytań…. My mamy ten szósty zmysł, bo Was kochamy, więc czytamy w Was jak w otwartych książkach, naszych książkach.

Zastanówmy się, czy na pewno tego chcecie, panowie, abyśmy zmniejszyły ilość wyrzucanych przez nas słów? Szczególnie tych, które kierujemy do Was? „Domyśl się” jest znakomitym sprawdzianem Waszej inteligencji, którą się tak wszem i wobec chwalicie. Takim poligonem doświadczalnym, na którym Wy musicie uruchomić wszystkie swe szare  komórki i wykoncypować o co nam chodzi.

Czy to takie trudne? Przecież Wy też znacie nas doskonale.  To działa w dwie strony. Wiecie, jakie jesteśmy. Co lubimy, a co nam przeszkadza. Nie chcemy traktować Was jak  ćwierćinteligentów, którym trzeba wykładać na talerzu oczywiste oczywistości, bo to byłoby oznaką naszego braku szacunku dla Waszej inteligencji.  A teraz kilka scenek rodzajowych, po których powinno być łatwiej.

Scenka nr 1: Sobota. Wspólny dzień. Ona wyjmuje odkurzacz. On siedzi na kanapie i klika w pilota od telewizora w jedną i drugą stronę, udając, że nie widzi, iż ona nie wie, w co ręce włożyć. Obiad, pranie, prasowanie, lekcje z dziećmi – dzień jak co dzień, wszystko na jej głowie.  Na jego tylko ten pilot i zmiana pozycji na wersalce. Ona nic nie mówi, bo co się będzie powtarzać? Mieszkają ze sobą nie od dziś, sobotnie rytuały odprawiają nie od dziś. Ona spogląda na niego z wyrzutem, nie odzywa się. On zaskoczony jej milczeniem wbija ostatni gwóźdź do trumny pytaniem: „O co ci chodzi?”. W niej krew zaczyna wrzeć… Co ma zrobić? Wywołać karczemną awanturę, że jej ciężko, a on jej nie pomaga? Szkoda prądu. Decyduje się tylko na dwa słowa: „Domyśl się!”. On robi dziwną minę i w dodatku obrażoną. Czy to naprawdę taki trudny kalambur?

Scenka nr 2: Wesele znajomych. Ona zrobiona na bóstwo, obiekt westchnień wszystkich facetów wokół, ale ma ich gdzieś, bo jest z nim. On nie jest tak lojalny. Glowa kręci mu się wokół szyi, obdziela komplementami wszystkie panie, obtańcowuje atrakcyjne singielki, tylko o niej zapomina. Przy przytulańcach, kiedy widzi jego rozanielonego w objęciach innej opuszcza imprezę, wraca sama do domu. Następnego dnia on wkurzony jej niestosownym zachowaniem, bo wyszła przecież bez niego, pyta: „O co ci chodzi?”. Czego oczekuje, że wyleje mu ten cały żal, jaki do niego ma? Że zniży się do tego, aby mu przypomnieć, że nie powinien o niej zapominać  podczas imprezy, bo razem tam przyszli? Nie, ból jest zbyt wielki, a ona ma zbyt dużo honoru, aby uczyć go podstaw bycia razem. Decyduje się na „domyśl się”, aby w końcu zastanowił się i drugim, i kolejnym razem nie popełnił tego samego błędu, bo jej serce pęka za każdym razem na milion kawałków. Myśli tylko o tym, jak on by się zachował na jej miejscu? Nie chce się domyślać…  Wie doskonale.

Scenka nr 3: Ona ma już dość ciągłego powtarzania jak do uczniaka, co powinien, a czego nie. Co ją rani i oddala od niego. Decyduje się na złożenie papierów rozwodowych. Bez ostrzeżenia, bo takich było milion. Na boisku piłkarskim dostaje się tylko 2 kartki: żółtą i czerwoną i wypada się z gry. Ona dala mu milion żółtych, zanim zdecydowała się na czerwoną i  wykluczenie go z gry. I znowu jego mina bezradnego dziecka i pytanie: „dlaczego?”. Zbyt dużo się zadziało, zbyt bolesne te wspomnienia i tłumaczenia, które nigdy do niego nie trafiły. Po prostu: „domyśl się”. To najłatwiejsze i nie boli.

Jaśniej? Czy zrozumieliście, dlaczego  „domyśl się” jest tak powszechne w ustach Waszych kobiet? Im po prostu serce krwawi, że osoby, które twierdzą, iż je kochają, tak mało je znają i nie rozumieją. Panowie, jak powiedział klasyk, liczą się wielkie czyny, a nie wielkie słowa. Do dzieła. Niech każde „domyśl się” będzie traktowane przez Was jak ta żółta kartka na boisku i oby tych kartek było jak najmniej.

Lubisz ten materiał? Podziel się nim ze znajomymi:

Podobne artykuły

Odwiedź nas na Facebooku