// Ona / To już 30 dni z tobą - znajomość w czasie koronawirusa

Ona

koronawirus, randki internetowe, nowa znajomość
To już 30 dni z tobą - znajomość w czasie koronawirusa

Jesteś w moim życiu od 30 dni. Codziennie. Setki sms-ów. Przegadanych godzin na komunikatorach. Dziwny czas tej naszej znajomości. Trzy tygodnie z czterech zabrał nam koronawirus. Trzeciego dnia naszych rozmów zacząłeś gorączkować. Powiedziałeś, że kilka dni wcześniej byłeś na festiwalach filmowych, spotkałeś mnóstwo osób. Media huczały o nowym wirusie z Chin. Ale to była tylko gorączka  - mogło być najzwyklejsze w świecie przeziębienie. Niestety w twoim przypadku to nie było zwykłe przeziębienie.

Byłam przy tobie każdego dnia, kiedy to zaatakował cię ten podstępny wirus. Nie znałam cię zupełnie, ale martwiłam się, żeby nic nie poszło w złym kierunku. Gorączka, trzeciego dnia od naszego on-line spotkania nie zaniepokoiła mnie tak bardzo, jak moment, w którym powiedziałeś, że potrawy straciły smak i zapach. Nie miałam pojęcia, jakie są objawy wirusa, więc szukałam w necie, czy to właśnie to. Czy zmysł smaku i węchu wraca po jakimś czasie? Czy masz się czym martwić? Pewnie, gdybym znalazła informację, że nie wraca, nigdy bym ci tego nie powiedziała. Ba, szłabym w zaparte, że najnowsze badania amerykańskich naukowców potwierdzają, że obydwa zmysły u chorych na koronawirusa wracają po jakimś czasie. Jakie to dziwne uczucie martwić się o osobę, której kilka dni wcześniej zupełnie się nie znało. Nie miało pojęcia, że istnieje we wszechświecie. Kilka dni i nagle zaczynasz dzielić życie z tą osobą. Jest tysiące chorych na koronawirusa, ale ja śledziłam te informacje, bo drżałam o ciebie każdego dnia. Szczególnie nocą. Noce w przypadku tej choroby bywają zdradliwą kochanką. Bałam się, że zaczniesz mieć problemy z oddychaniem i nie wezwiesz na czas karetki. W kwarantannie byłeś sam w swoim domu. Nigdy ci nie powiedziałam, jak bardzo wtedy chciałam tam być przy tobie. Mieć pewność, że jesteś pod dobrą opieką i nic strasznego ci się nie przytrafi. Byłeś osobą dwuwymiarową z internetu o pięknym, dźwięcznym głosie. Niezwykle sympatyczną, ale osobą, której w życiu nie spotkałam w świecie realnym. To wszystko nie miało żadnego znaczenia. Nagle stałeś się ważny.

Pamiętam, jak trzeciego dnia choroby, a szóstego naszej znajomości zacząłeś bredzić przez telefon. Powiedziałeś, że masz wysoką gorączkę, brałeś Paracetamol dwie godziny wcześniej, ale kręci ci się w głowie i nie wiesz, co mówisz. Zadrżałam. Nie na żarty. Szybko postanowiłam być najsilniejszą osobą na świecie i pomóc ci w najlepszy możliwy sposób. Nawet nie prosiłam, abyś zmierzył temperaturę – to było nieważne jak jest ona wysoka. Majaczyłeś i trzeba było się jej pozbyć. Powiedziałam, abyś zażył kolejny Paracetamol. I pewnie miałoby sens kazać ci położyć się do łóżka i dać odetchnąć. Nie mogłam tego zrobić. Tak bardzo się bałam, że temperatura skoczy, ty i tak już majaczyłeś i nawet nikt nie będzie wiedział, że trzeba ci pomóc. Boże, jak ja się wtedy bałam. Czułam się współodpowiedzialna za ciebie i samopoczucie. Wybrałam opcję moim zdaniem najbezpieczniejszą, która dawała mi możliwość kontroli tego, czy gorączka minęła. Trzymałam cię na telefonie przez 90 minut w środku nocy. Wymyślałam różne bzdurne tematy, aby cię tylko odciągnąć od gorączki i nie pozwolić usnąć. Aż Paracetamol zaczął działać. Aż nabrałam pewności, że już nie majaczysz i rozmowa wkroczyła na normalne tory. Wtedy odpuściłam. Poszedłeś spać. Ty spałeś – ja nie. Bałam się, aby podstępny wirus nie zaatakował ponownie pod osłoną nocy. Miałam przy sobie telefon i modliłam się, abyś nie zadzwonił, bo to by oznaczało, że coś jest nie tak. A jak ja miałabym ci wtedy pomóc? Mogłabym jedynie zadzwonić na 111.  Ostateczna pomoc, bo wyjazd do szpitala w czasie epidemii to 100% szansy na spotkanie osób zarażonych. Ani ty nie chciałeś tam jechać, ani ja nie chciałam, abyś kiedykolwiek musiał tam trafić. Pamiętam, jak rozmawialiśmy, że do szpitala jedzie się w ostateczności – kiedy są trudności z oddychaniem i być może będzie konieczność podłączenia do respiratora. Ty ich nie szczęście nie miałeś.

Po dwóch tygodniach, kiedy gorączka była już w zasadzie opanowana, a ty zjadłeś niezliczone ilości Paracetamolu pojawił się ucisk w klatce piersiowej po prawej stronie. Obydwoje stwierdziliśmy, że trzeba poradzić się lekarza i zadzwonić na infolinię. Przypisali ci antybiotyk. Ponoć po wirusie, w płucach mogła rozwinąć się bakteria. Pojechałeś do apteki po lekarstwo. Znowu szukałam w necie informacji na temat tego, kiedy antybiotyk zacznie działać i co może się wydarzyć, jak nie zadziała. Kilka kolejnych dni w napięciu. Wyczytałam, że 3 dni – po takim czasie należało oczekiwać rezultatów. Powoli wszystko wracało do normy. Powoli zaczął wracać ci smak i węch. Gorączki nie było. Ucisk w klatce zmniejszał się każdego dnia. Nie oglądaliśmy tylko wiadomości, bo wprowadzały niepotrzebny chaos w życiu obydwojga. Szczególnie te z Nowego Jorku, skąd pochodzisz. Czasami taka niewiedza pomaga.

Wirus minął po 3 tygodniach. Byłam z tobą o każdej porze, w zasadzie mogłabym napisać pamiętnik : „21 dni koronawirusa”. Jak na to patrzę z perspektywy czasu to trudno jest mi uwierzyć, że to tylko trzy tygodnie i że znamy się niewiele dłużej. Opowiedziałeś mi o swojej rodzinie, o swoim życiu. Wiem, co dla ciebie ważne. I jakie masz zasady. Powiedziałeś mi rzeczy, którymi normalnie z nikim się nie dzielisz. Ja zrobiłam tak samo. Jak dobrze się znamy zupełnie się nie znając.  

Nie wiem, czy ten czas nam pomaga, czy przeszkadza. Przeszkadza z oczywistych względów – ciągle nie jesteśmy na razie w stanie się spotkać. Mieszkasz w innym mieście – kilkadziesiąt kilometrów ode mnie. Miasta pozamykane. Czekamy na to, aby epidemia się skończyła i abyśmy mieli możliwość spotkania się w jakiejś miłej restauracji i spojrzenia sobie w oczy. Tak bardzo bliski stałeś mi się w ostatnim czasie mój znajomy nieznajomy. Cieszę się, że z tego wyszedłeś. Że już nie rozmawiamy wyłącznie na temat wirusa, prognoz, ilości ofiar. Ponoć wszystko zdarza się po coś. Może po to ci się zdarzyłam, aby być przy tobie w czasie tej strasznej choroby? A może zdarzyliśmy się sobie po coś wzajemnie?  Czas pokaże.

Lubisz ten materiał? Podziel się nim ze znajomymi:

Podobne artykuły

Odwiedź nas na Facebooku