// On / Wykorzystywał mnie, bo mu na to pozwoliłam….

On

rozstania, wykorzytywał mnie w związku
Wykorzystywał mnie, bo mu na to pozwoliłam….

Właśnie zakończyłam związek, w którym poniosłam emocjonalne, duchowe i finansowe straty. Moje życie było przez jakiś czas jednym wielkim bałaganem. Pamiętam, że tak bardzo chciałam zaangażować się w relację, że przestałam zupełnie logicznie myśleć. Absolutnie nie miało dla mnie znaczenia to, kim jestem, ani to, czego chcę. Ważne było, aby z kimś być…

Jak głupia zaangażowałam się w relację z facetem poznanym przypadkowo na portalu randkowym. Wszystko zadziało się w tempie ekspresowym. On był z innego miasta, więc rzucił pracę i przeprowadził się do mnie, bo tu ponoć łatwiej miał tą pracę znaleźć. Nagle wszyscy znajomi i rodzina przestali mi być potrzebni.  Odnoszę wrażenie, że wszystko robił, aby faktycznie mnie od nich odizolować. Może dlatego, że ostrzegali mnie przed nim? Może dlatego, że widzieli więcej niż ja chciałam zobaczyć? A mi wystarczył tylko on, jakbym chciała sobie zrekompensować czas poszukiwań….

Czerpał ze mnie pełnymi garściami. A ja upajałam się jego obecnością. W końcu pojawił się w moim życiu i był. Nie musiałam wracać codziennie do czterech ścian, w których nikt nie czekał, oprócz moich dwóch kotów: Cezara i Lilly. W końcu miałam kogoś, kto był, kto wydawało się czekał i kochał…. I chyba to mi wystarczyło. Kłamał i oszukiwał od początku. Przyłapany na kłamstwie potrafił się tak pięknie tłumaczyć, że właściwie było mi głupio, że go atakuję.  Wpędzał mnie w jakieś dziwne poczucie winy, bo jak taki kochający facet, który rzucił wszystko i przyjechał do mnie mógł mnie oszukiwać???

Całymi dniami siedział w domu, a ja w tym czasie pracowałam w korporacji. Niby poszukiwał pracy i niby tak strasznie trudno było mu ją dostać. Kiedy się denerwowałam, że przecież gdyby tylko chciał pracować, to by pracę znalazł, tłumaczył, że zawsze miał stanowiska kierownicze, więc nie może schodzić poniżej swoich kwalifikacji. Jednym słowem mój prawie narzeczony był z zawodu prawie dyrektorem…. Tylko prawie robi ogromną różnicę…..  Ja pracowałam na nasze utrzymanie, na rachunki nasze i jego. Tak jego, bo w mieście, z którego wyjechał miał mieszkanie w kredycie, które musiał spłacać. Inaczej by je wylicytowali…. Pracowałam więc także na jego długi… Omotał mnie prawie jak jakiś członek sekty…. Wiedział, kiedy i co powiedzieć, abym zrobiła dokładnie to, co chciał, abym zrobiła. I to, co wkurzało maksymalnie – ciągle wyciągał ręce po pieniądze. Moje ciężko zapracowane pieniądze. Tłumaczyłam sobie, że nasze, bo przecież byliśmy w związku i tego samego oczekiwałabym od niego, gdyby sytuacja była odwrotna, czyli ja bez pracy.  Tylko z tymi pieniędzmi po pewnym czasie nie było tak kolorowo…. Najpierw pogłębiłam debet w koncie, potem zaczęły się pożyczki po znajomych. A potem długami spłacałam długi….  On bez zmrużenia oka wyciągał ręce po kolejne pieniądze: to na nowe spodnie, czy perfumy…. Bolało jak cholera, że nie widzi jak się miotam. W końcu był facetem i on także powinien wziąć na siebie nasze rachunki.

Ponoć w życiu nic nie dzieje się bez przyczyny. I tak było tym razem… Pewnego dnia przez przypadek otworzyłam na moim laptopie jego Facebooka. Zapomniał się wylogować. Chyba wolałabym nie zobaczyć tego, co zobaczyłam…. Mój ukochany w czasie, gdy ja pracowałam rozsyłał po świecie swoje zdjęcia zrobione w moim mieszkaniu, na moim łóżku do różnych kobiet poznanych w cyberprzestrzeni….  Pisał, jaki jest samotny i poszukujący drugiej połówki. W internecie interesowały go wyłącznie majętne kobiety. Trudno było winić je za to, że dały się nabrać…  Przecież ja też kiedyś kupiłam te jego wyssane z palca historie.

Po przeczytaniu maili kazałam mu się spakować. Próbował załagodzić sytuację, że niby to były żarty, bo czuł się samotny – ja całe dnie spędzałam według niego w pracy. Próbował przepraszać, tłumaczyć się. Nic dziwnego. Miał wiele do stracenia: bezpłatny hotel, bezzwrotne pożyczki i kieszonkowe …. Byłam nieugięta. W końcu powrócił mój zdrowy rozsądek. Dałam mu 10 minut. Gdy wyszedł odczułam ulgę. Nie było mi przykro nawet przez moment. Raczej zaczęłam odczuwać straszny wstyd. Jak można było dać się tak omotać takiemu komuś? I jeszcze pojawiło się współczucie dla tych wszystkich kobiet, które omotał, albo jeszcze omota. Bo znajdą się takie, które za namiastkę miłości zapłacą dużo…  Bądźcie uważne. Takich nie-facetów jak ON jak dużo nie tylko w internecie.  Nie dajcie się wykorzystywać, bo gdy się opamiętacie konto w banku będzie wyczyszczone, a Wasz portfel wyraźnie lżejszy…. Pamiętajcie o jednym. Ludzie traktują nas tak, jak im na to pozwalamy….  Czy czuję się wykorzystana? Oczywiście, że tak! Ale za to, co się wydarzyło tylko i wyłącznie ja ponoszę winę, bo pozwoliłam na to…

Lubisz ten materiał? Podziel się nim ze znajomymi:

Podobne artykuły

Odwiedź nas na Facebooku