// Ona / Jak to jest być dziewczyną zawsze uśmiechniętą?

Ona

Kobieta, jak to jest być osobą zawsze uśmiechniętą
Jak to jest być dziewczyną zawsze uśmiechniętą?

Wszyscy znamy ludzi, na których twarzach zawsze gości uśmiech. Niezależnie od tego, co się wydarzy. Ja ich rozumiem doskonale, bo jestem jedną z takich osób.  Uśmiech na mojej twarzy jest zawsze. Tylko ja nie zawsze jestem szczęśliwa. Ostatnio nawet czuję się bardziej nieszczęśliwa niż szczęśliwa.

Uśmiech na mojej twarzy jest odpowiedzią na pytanie innych: “Czy ty zawsze jesteś zadowolona?”. Inni widzą uśmiech i nie pytają więcej myśląc, że jestem szczęśliwa 24 godziny na dobę. Jakie to dalekie od prawdy…

Nie jestem szczęśliwa 24 godziny na dobę.
Czy łatwo mnie rozbawić? Tak.
Odnajduję piękno w małych rzeczach, właściwie nic nie znaczących sytuacjach. To się zgadza. I to w 100 procentach.

Czy jestem istotą ludzką, która może okazywać tylko jedną emocję? Hmm…. Pochlebia mi, kiedy inni postrzegają mnie w ten sposób. To zabawne, kiedy cię tak widzą.  Cierpisz, kiedy jest inaczej. Jak wody potrzebujesz pozytywnego odbioru. Chciałabym patrzeć w lustro i widzieć siebie taką, jaką widzą mnie inni. Chciałabym myśleć o sobie dokładnie tak, jak o oni o mnie myślą. Że jestem szczęśliwa….

Wiecie co, jest tak, że czasami mój śmiejący się umysł chce krzyczeć! Chandra, która jest panią mojego umysłu zamieniłaby się chętnie w radość i melancholię. Ja nie jestem inna od wszystkich. Moje demony dopadają mnie w najmniej odpowiednich momentach. Dręczą i prześladują. Codziennie staczam ze sobą wojnę. Mój umysł to pole bitwy, Jestem wygraną. Jestem przegraną. Walczę ze złymi myślami koncentrując się tylko na pozytywach. Dobra strategia. Gdyby tylko zawsze działała! Kiedy czuję strach kłębią się w mojej głowie ciemne myśli, zupełnie nieadekwatne do otaczającej mnie sytuacji. Toczę z nimi walkę starając się zamienić je na pozytywy.  Muszę przyznać, że czasami dostarczam pożywki swoim demonom myśląc, że nic mi się nie uda. 

Czasami chcę krzyczeć, bo dopada mnie zmęczenie i bezsilność. Wydaje mi się, że całe moje życie będzie siedzeniem w korporacjach po godzinach i zarabianiem pieniędzy, które i tak nie pozwolą mi na normalne funkcjonowanie. Praca – praca – praca. A gdzie miejsce na rodzinę? Po co uczyłam się tyle lat? Po co siedziałam po nocach przygotowując się do kolokwiów, skoro nawet panienki po liceum są w stanie zajmować takie stanowisko jak ja? No tak, sypiają z prezesem. Czasami chce to wszystko rzucić w cholerę i wyjechać na koniec świata. Zająć się czymś, co będzie mi sprawiało przyjemność i nie będzie uczestniczeniem w wyścigu szczurów.

Finanse są moją największą zmorą. Jeden rachunek za drugim; zamykanie rachunków bankowych, spłata kredytu mieszkaniowego, wariujący frank, wiecznie obciążona karta kredytowa. Niby wychodzę na prostą, ale co miesiąc mam postanowienie poprawy. Mija 30 dni i moje postanowienie nie działa. Czuję jakbym tonęła. Pieniądze, ich brak, długi, przeładowanie pracą. To wszystko dusi mnie i powoduje łzy bezradności. Ale na twarzy mam uśmiech. Zawsze..

Płaczę. Z bezradności. Z przepracowania. Sama nie wiem dlaczego. Tak, aby nikt nie widział. Przecież jestem supermenką w oczach innych. Nie mogę ich zawieść. Często płaczę pod osłoną nocy – mojej przyjaciółki. Łzy pomagają. Powodują moje oczyszczenie. Przywracają chęć do życia. Nie mogę jednak uciec od bólu, bo on tkwi głęboko w moim sercu. Jest ciężki i tępy. Jestem pogrążona w żałobie po odejściu faceta. Zostawił mnie dla innej. Kiedy patrzę w lustro widzę oczy, które opuściło szczęście i którym brak tego blasku. Został tylko uśmiech jakby przylepiony do twarzy.

Dokąd poszło moje szczęście? Dokąd on poszedł. Mówią, że tam jest Twój dom, gdzie jest Twoje serce. Ciągle jeszcze mam serce, ale nie czuję, że to tutaj jest mój dom. Gorycz jest demonem, który moja dobroć stara się powstrzymać. Życzliwość osłabła. Moje ciemne strony zaczynają brać górę.

Zaczynam ranić tych, których kocham. Widzę pęknięcia w ich uśmiechach. Chyba powoli się obnażam przed innymi…. Błąd.. Moje serce zaczyna być lodowate. Chcę do domu, ale nie wiem gdzie on jest. Czy podążam złą drogą? Czy smutek jest cichym zabójcą miłości? Czuję się jak roślina w zbyt małej doniczce. Moje korzenie mają ograniczoną przestrzeń do rozwoju. Gniew jest odpowiedzią w moim mózgu. Gdy jestem sama mam ochotę rzucać wszystkim i wykrzyczeć mój cały ból. Kiedy ból mija uspokajam się na krótko. Jakie jest moje życie? Jakie są moje wartości? Do czego to wszystko zmierza? Czuję się jak w pułapce.

Jestem w stanie permanentnej wojny. Wewnętrzna walka, która toczy się we mnie jest zamaskowana przez ładny uśmiech na mojej twarzy. Jestem czymś więcej niż tylko zewnętrzną powłoką. Moje ciało jest małe, ale ogień, który w nim płonie jest ostry. Do jasnej cholery, przestań mnie dołować świecie! Jestem częścią ciebie.

Nadszedł czas, aby napisać nową melodię, zrzucić maskę z twarzy. Mój świat jest moją rzeczywistością. Przecież można zrzucić maskę z twarzy i zacząć być sobą. Tylko czy ja potrafię to zrobić? Tylko czy inni będą mnie ciągle kochali, kiedy się tej maski pozbędę?… Znowu się uśmiecham…. Zakładam kolejną maskę…  Chyba tak już musi być… Ja już nawet nie potrafię żyć bez mojej maski…

Lubisz ten materiał? Podziel się nim ze znajomymi:

Podobne artykuły

Odwiedź nas na Facebooku